wtorek, 9 marca 2010

"Ciepłe" przywitanie

I tak oto, po jednodniowym ataku śniegu, na bezchmurnym niebie nad Barceloną zaświeciło słońce. I, jeśli wierzyć prognozom, zostanie tu co najmniej przez najbliższy tydzień. Miasto powoli wraca do życia.
Kto ucieka przed polską zimą do Hiszpanii, może się bardzo rozczarować. Tutaj też się marznie. W Barcelonie temperatury wprawdzie nie spadają poniżej zera (bardzo rzadko nocą), ale tu kilka, a nawet kilkanaście stopni, w połączeniu z wiatrem, a przede wszystkim bardzo wysoką wilgotnością powietrza, to ziąb!! Zwodnicze jest świecące tu zimą słońce. Wychodzisz z domu w cienkiej kurtce, a potem zamarzasz w cieniu.
Najzimniej w tym roku w mieście było w drugiej połowie stycznia i pierwszej połowie lutego. Mój codzienny strój wyglądał wtedy tak: kozaki, spodnie, rajtuzy, podkoszulek bawełniany z długim rękawem, sweter, czapka, rękawiczki, kurtka z polarem, niestety nie typowo zimowa, raczej turystyczna. W takim oto stroju, przy plusowej temperaturze sięgającej 10 stopni, byłam zamarznięta tak jak w Polsce przy 15-stopniowym mrozie. I pomyśleć, że gdy 30 grudnia wysiadłam z samolotu, przywitało mnie w Barcelonie tak przyjemnie ciepłe powietrze....Wieczorem można było wtedy wyjść z domu w samym swetrze.
Zderzenie z hiszpańską zimą było więc dla mnie bardzo bolesne. Atak grypy, a potem niekończący się kaszel i katar, nie wspominając o psychice. Człowiek przyjeżdża do Hiszpanii z dwiema walizkami pełnymi wiosennych ciuchów, z dwoma swetrami na wszelki wypadek, z nadzieją, że wreszcie się wygrzeje i ...przywozi ze sobą zimę.
Piszę tylko o pogodzie w Katalonii, ale w tym roku całą Hiszpanię nawiedziła zima stulecia: śniegi, powodzie, huragany. Przez cały miesiąc wiadomości w telewizji zaczynały się od doniesień o pogodzie.
Co ciekawe, wygląda na to, że mieszkańcy Katalonii lepiej znoszą zimę ode mnie, czyli od tej, która z dalekiej północy przybyła i powinna na mrozy być odporna. Sądząc po zawartości szafy Edu, wielu z nich prawdopodobnie nie ma typowo zimowej odzieży. Edu pierwsze rękawiczki w swoim życiu kupił w zeszłym roku przed przyjazdem do Polski po moich namowach i przekonywaniu, że takie rowerowe jednak nie wystarczą. Inaczej rzecz ma się z szalikami. Tutaj chodzi się w samej koszuli, ale z szalikiem niedbale zawiązanym na szyi albo przerzuconym przez ramię. Podobnie jest z wysokimi kozakami - to modny dodatek do krótkiego żakietu. Czapka? Tutaj nawet małym dzieciom rodzice nie zakładają czapek. Co jeszcze ciekawsze, najbardziej „rozebrani” są latynosi i emigranci z Afryki. Latynoskie, gorące i zwykle dość puszyste kobiety, chodzą już w letnich butach na koturnach albo baletkach, oczywiście na gołe stopy. Ciepłe kraje – gorąca krew...

 Za to psy prawie zawsze ubrane:) Na szczęście tylko te małe:)

No, chyba że na plaży:))





2 komentarze:

  1. trochę jak u mnie - bowiem zdarzyło mi się widzieć w zimie murzynkę w puchowej kurtce, owiniętą szalikiem, z zarzuconym kapturem, że prawie nie było widac jej twarzy, a na nogach.... japonki! bezzzzzzzz skarpetek!!!!!!!

    3m się tam ciepło w tej Hiszpanii i czekam na foty!!!!! :O)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po tej zimie może być już tylko wiosna i lato....

    OdpowiedzUsuń