piątek, 11 czerwca 2010

Katalońska pogoda jak kataloński temperament

Pogodowa, letnia, świeża wiadomość. Spacerowanie po Barcelonie bez koszuli czy też w samym kostiumie kąpielowym może nas kosztować 120 euro. Nowy przepis obowiązuje w mieście od wczoraj. W ramach kampanii "Ubierać się dobrze" ("Vestir bé") w miejscach publicznych, takich jak np. stacje metra, autobusy, biblioteki, a nawet w niektórych hotelach i restauracjach, pojawiły się takie oto znaczki:
Tymczasem w północnej Hiszpanii powodzie. W ciągu 12 godzin w Asturii, Galicji i Kantabrii spadło około 40 litrów wody na metr kwadratowy,  a fale sięgały dziś pięciu metrów.
A u mnie za oknem po porannym deszczu  przejaśniło się i mamy rześkie 21 stopni. Jak podaje yahoo.es.  w Barcelonie padać ma cały przyszły tydzień.  A w Katowicach od kilku dni żar z nieba i ponad 30! Ale, jak słyszałam w radiu, w przyszłym tygodniu na Śląsku spadek temperatury o 10 stopni i znowu ma lać. W Katalonii nie ma takich drastycznych zmian pogody typu: dziś 34 stopnie i słońce, a za chwilę ciemne chmury i grzmoty na niebie, a za dwa dni 20 stopni i ulewa, itd. Katalońska aura wydaje się jak najbardziej odpowiadać katalońskiemu, zrównoważonemu temperamentowi. Burze są tu niezwykłą rzadkością. Nie ma niszczycielskich ulew. Temperatura, stopień po stopniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, powoli, ale sukcesywnie pnie się ku górze. Raczej w kwietniu nie traficie tu na niespodziewane, letnie upały, a miesiąc później na nagły atak zimna. Pamiętam taki polski maj ze śniegiem...Ci, którzy boją się bardzo wysokich temperatur, nie muszą specjalnie z tego powodu wybierać się do Katalonii poza sezonem. Może się na przykład zdarzyć, że trafią na deszczowy, kwietniowy tydzień i urlop z głowy. Przed przyjazdem do Barcelony w sierpniu zeszłego roku i opowieściach znajomych, że w lecie to tu nie ma życia i najlepiej przyjechać w październiku, bałam się, że uderzenie gorącego powietrza powali mnie, tak jak dwa lata temu w Rzymie.  W sierpniowym Rzymie, w środku dnia, w centrum miasta, jest piekło. Zresztą nie tylko w Rzymie, podobnie było na północy, w Wenecji czy Padwie. Tymczasem w Barcelonie upały owszem, może i były, ale ten zbawienny wiatr od morza...! Choć pot z czoła w samo południe się leje...cudów nie ma! Dlaczego piszę o upałach, że "chyba były"? Bo tutaj ludzie nie zwykli wieszać termometrów w oknach. W Polsce dzień zaczynałam od spojrzenia na termometr, tutaj nie zauważam już jego braku (podobnie jak nie zauważam braku wielu innych "niezbędnych" rzeczy:). Ciekawscy mogą spojrzeć na uliczne "termometro-zegary", ale nie należy im za bardzo ufać. Zdarza się, że na jednej ulicy pokazują 15 stopni, a kilka ulic dalej 25. Wiele z nich do tej pory pokazuje zimowy czas:) A ile stopni pokazuje ten słynny, wielki termometr na Avinguda del Portal de l'Angel w Barcelonie (tuż przy Pl. Catalunya)? Muszę przyjrzeć się mu dokładnie:) Wracając do katalońskiego lata, Barcelonę da się zwiedzać w lecie, w środku dnia. Oczywiście z podstawowym ekwipunkiem: woda i wachlarz. Zbawienny w upale wiatr niestety daje porządnie w kość zimą i wczesną wiosną. Jak zdradliwe jest katalońskie słońce, przekonałam się niestety na własnej skórze. Raz właśnie zimą, kiedy wychodziłam z domu w cienkiej kurtce. Drugi raz w zeszłym tygodniu, kiedy wyszłam z domu bez kremu z filtrem na twarzy. Niebo było zachmurzone, ale okazało się, że wyglądające co jakiś czas zza chmur słońce przy 24 stopniach spieka już silnie. Na Montjuic, i to nie na samym szczycie niewysokiego przecież wzgórza, spacerowaliśmy może godzinę. Wieczorem miałam czerwony jak burak nos i spieczony środek czoła, czyli miejsca newralgiczne, których nie zakryła moja czupryna ani wielkie bryle przeciwsłoneczne. Na szczęście następnego dnia poparzenie zniknęło. Ale to oznacza tylko tyle, że idzie lato. Wiatry coraz cieplejsze nad Katalonią wieją, noce niewiele chłodniejsze od dni (17 stopni), a dni jakby kończyć się nie chciały...





3 komentarze:

  1. U mnie też śmiesznie, wyjechałam z Polski, gdzie jak się wydaje powinno być chłodniej niż w Portugalii i co? Tutaj chłodnawo, a wczoraj nawet popadał deszcz, a tam żarówka... Ech, te zmiany klimatu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no niestety, ale bądźmy dobrej myśli! u mnie dziś ma być jeden dzień cieplejszy i bez deszczu:) ale właśnie googlam i co wyczytałam o Twoim Algarve w Wikipedii: teren Algarve jest pagórkowaty, poprzecinany żyznymi dolinami, z czystymi, ciepłymi plażami zaliczanymi do najpiękniejszych na świecie!!!:)))A gdzie konkretnie jesteś? W Faro? I jak tam portugalski? piękny język...zaraz na drugim miejscu po hiszpańskim:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to i ja dołączę się do ´´loży pogodynek´´:)
    Z ta pogoda to faktycznie dziwnie sie zrobilo w tym roku, w Sewilli (jak u Ewy....coz w sumie ok. 200km odleglosci nas dzieli)w zeszlym tygodniu byl skwar, z tych najgorszych, co to dopiero o godz. 23h zanika, a tu od kilku dni...zimnawo...deszczowo...I tak podobno do wtorku (dzis w nocy ponownie wyciagnelam koldre!!!). Tymczasem smsy z od znajomych z Polski w stylu: ´´masakra, szykuj sie na upaly´´(ee, tam 33C:)). Az sie wierzyc nie chce, ze w polowie czerwca poludnie Polwyspu Iberyjskiego jest chlodniejsze niz Polska. No ale co zrobic!

    Co do wpisu, usmialam sie z tymi 120€ mandatu....choc pewnie tak do konca nie rozumiem tego ´´problemu´´, bo nas w Sewilli morze/ocean nie ´´zaszczyca´´ swoja obecnoscia, wiec zjawiska masowego chodzenia w strojach kapielowych nie ma...

    Zgadzam sie z termometrami w domu! Moj Manolo niezle sie zdziwil, ze kazdego dnia rano w Polsce mam ten sam rytual: wlaczyc radio, sprawdzic temperature na termometrze:)Moze kupie taki termometr i powiesze w sewilijskim domu? (byle nie pekl w prawdziwy, upalny dzien!!)

    OdpowiedzUsuń