wtorek, 4 maja 2010

Pytaj, a trafisz do celu

Scena pierwsza. Wczoraj po południu w końcu wybraliśmy się z rowerem do warsztatu. Szwankuje oświetlenie. Już raz, przed świętami, byliśmy w jednym z warsztatów w Barcelonie. Ale mieli za dużo roboty i kazali czekać kilka dni. Tym razem Edu wyszukał w internecie punkt naprawy rowerów w Hospitalet. Ruszyliśmy w deszczu, wietrze, Edu z plecakiem (bo po drodze zakupy, a nie mamy słynnego wózka:). Hmmmm, gdzie jest calle de Casanova? Edu pyta o ulicę starszego pana przy przejściu dla pieszych. I zaczyna się!! Dyskusja na całego!
Gdzie by to mogło być? W prawo? Nie, w lewo! Bo wiecie, tam był chyba taki sklep mięsny obok! Hmmm. Pomyślmy jeszcze...Mija pięć minut, a sympatyczny pan, nie zważając na ulewę, ciągle gestykuluje i rysuje w powietrzu mapy:)) Jednak nie jest pewny drogi. Ale przecież nie zostawi nas w potrzebie! Przechodzi na drugą stronę wąskiej uliczki i zaczepia inną sympatyczną panią. I oczywiście pyta w naszym imieniu o drogę do warsztatu!! Teraz dyskusja rozciąga się na cztery osoby (bo wliczam też moją skromną osobę:)). Sympatyczna pani znała drogę! Dostaliśmy dokładne wskazówki. Bo tutaj nie wyjaśnia się w kilku słowach, na odczepnego. Tutaj otrzymamy dokładną instrukcję, gdzie skręcić, co po drodze, o gestykulacji już nie wspomnę:) Choć trzeba się też liczyć się z tym, że ta dokładna instrukcja może nas nie zaprowadzić do celu...
Scena druga. Szukamy, również w Hospitalet, sklepu z używanymi rzeczami (niezwykłe popularne tutaj punkty, w których kupi się i sprzeda wszystko- osobny temat:)) Znamy ulicę i wiemy, że sklep znajduje się w tzw. strefie przemysłowej. Pytaliśmy po drodze kilka osób, a każda w długim wywodzie wskazywała inną drogę. W końcu trafiliśmy! Zajęło nam to godzinę, mimo że sklep znajdował się kilka ulic od punktu, wokół którego się kręciliśmy. Ale co tam nasz czas! Ten czas, którzy poświęcili nam wszyscy rozmówcy!! To zasługuje na uwagę i podziw!! Tutaj nikt nie powie "nie wiem" i ruszy dalej. Chyba, że trafi się na turystę albo kogoś z innego miasta. Nawet, gdy ktoś nie zna drogi, będzie się zastanawiał razem z tobą. Jak długo? Czas się nie liczy. I to autentyczne zainteresowanie naszą sprawą!!! To trzeba przeżyć:)) Nieważne, że nie chcąc cię zostawiać z niczym, coś wymyśli! Zwiedzisz sobie miasto, a ktoś w końcu będzie znał tę właściwą drogę:)
Scena trzecia. Szukamy najbliższej poczty w Barcelonie. Dwie panie na naszej drodze. Pytamy. Jedna, trochę nieufna, odsunęła się na bezpieczną odległość i powiedziała drugiej, żeby uważała na torebkę. Widać niektórzy w centrum wolą być ostrożni, bo wiadomo wszem i wobec, że turystyczne miejsca w Barcelonie to raj dla kieszonkowców. Druga za to wyjaśniła dokładnie, jak trafić na najbliższą pocztę. Spotkaliśmy się w drodze powrotnej i wymieniliśmy  się pozdrowieniami.
Scena czwarta. Sierpień 2009, Barcelona. Zwiedziliśmy katedrę i mamy się spotkać z Antonio, pod jednym z kościołów w Barrio Gótico. Czekamy pół godziny. Antonia nie ma. A  kolega Edu nie uznaje komórek. Musiało mu coś wypaść. Postanowiliśmy, że pójdziemy zwiedzić kościół Santa Maria del Mar. Gdzieś tu powinien być w pobliżu...Pytamy starszą panią o drogę. I ta pani nas do tego kościoła zaprowadziła!!! A przy okazji sobie po drodze porozmawialiśmy. Edu  był bardziej aktywny w tej rozmowie ode mnie, bo pani, jak większość starszych pań w Barcelonie, mówiła po katalońsku:)) Tu trzeba zaznaczyć, że jak owe starsze panie widzą, że my po katalońsku nie poradzimy, to przechodzą na hiszpański. Ale Edu poradzi, więc pani została przy katalońskim, wtrącając dla mnie kilka hiszpańskich zdań:)) Było bardzo sympatycznie:)) Pani, jak już nas pod schody kościoła zaprowadziła i pożyczyła wszystkiego najlepszego, mogła spokojnie wrócić do swoich spraw i na swoją drogę (a może zmierzała w zupełnie innym kierunku?). A na marginesie, gdy siedzieliśmy na schodach kościoła, a ja stresowałam się, że Antonio na pewno nas teraz szuka pod tym innym kościołem i załamywałam ręce, że taki pech, dosłownie w tej chwili zjawił się przed nami Antonio!! Uśmiechnięty, zrelaksowany, spokojny, jakby nigdy nic się stało!! Jak to możliwe, że nas tu znalazł? Skąd wiedział, że tu będziemy? Ano nie wiedział. Po prostu zrozumiał, że mamy się spotkać właśnie tutaj. A godzina? Jaka godzina! I to jest piękne. Nie raz zdarza nam się biec na jakieś spotkanie, już właściwie jesteśmy spóźnieni, łapiemy metro, autobus, wszystko na styk, a potem okazuje się, że spieszyliśmy się niepotrzebnie. Jakoś dziwnym, szczęśliwym zbiegiem okoliczności wszystko dobrze się kończy.
Scena piąta. Szukamy w Barcelonie biura ds. młodych. Wchodzimy do jakiejś knajpy i pytamy człowieka za barem. Człowiek za barem nie wie, ale nasze pytanie słyszy ktoś przy stoliku. I już zrywa się z miejsca pan z pieskiem na rękach. I wychodzi z nami z knajpy i tłumaczy w obrazowy sposób, jak trafić na miejsce. Koniec i kropka:) Pytajcie, a na pewno traficie do celu. Przy okazji trochę cennego, zachodnioeuropejskiego czasu stracicie, ale co tam czas!! Tutaj dni wydają się nie kończyć. A strata czasu? Co to jest strata czasu? Czy coś takiego w ogóle istnieje?

3 komentarze:

  1. A ja myslalam, ze takie podejscie do czasu ostalo sie tylko na poludniu poludnia..czyli Andaluzji:)
    Z tym, ze albo ktos w Andaluzji pomoze, nawet zaprowadzi na miejsce, albo w ramach rozrywki skieruje nas w druga strone. Ot, taki andaluzyjski zarcik:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z rowerem (a właściwie oświetleniem) do warsztatu? :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  3. już spieszę z wyjaśnieniem:)) punkt dokładnie oferuje akcesoria rowerowe i zajmuje się naprawianiem rowerów, czyli można powiedzieć, że to warsztat. a jak przed chwilą zapytałam Edu, o co chodzi dokładniej z tym oświetleniem, to powiedział, że chodzi o system oświetleniowy:] ja przyznaję, na rowerach się nie znam, ale Edu to ekspert w tej dziedzinie i rowery ma dwa. tym razem chodzi o rower miejski, klasyczny, holenderski:)) zresztą niedługo go przedstawię:O))) i o rowerach w BCN napiszę więcej:)

    OdpowiedzUsuń