sobota, 29 maja 2010

Emigrant w urzędach

Jest! W końcu ją mam! Przyszła pocztą dwa dni temu! Długo wyczekiwana Karta Zdrowia! Oczywiście magnetyczna. Niebieska! CatSalut. Generalitat de Catalunya. Departament de Salut. I znacząca informacja na odwrocie: ta karta pozwala na korzystanie z wszystkich usług Państwowego Systemu Zdrowia. Jeśli nie masz jeszcze umowy o pracę, ale masz w Hiszpanii meldunek, możesz korzystać z bezpłatnych usług medycznych. Kartę Zdrowia miałabym już dużo wcześniej, gdybym tylko przez wyjazdem znalazła w jakimkolwiek przewodniku, poradniku czy w internecie informację o tym, że będzie mi potrzebny świstek papieru pod tytułem: nie mam obecnie ubezpieczenia w Polsce. A papierek taki wystawia ZUS. Wszędzie tylko info o tym, że do korzystania z bezpłatnych usług medycznych uprawnia EKUZ, czyli Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego i że tę kartę trzeba sobie koniecznie wyrobić. Ok, zgoda, jeśli wyjeżdżam turystycznie albo do pracy na miesiąc, ale nie, jeśli jadę na dłużej.  EKUZ dostaje się tylko, jeśli ma się ubezpieczenie w Polsce. A skoro wyjeżdżam, to znaczy, że zrezygnowałam z pracy, a co znaczy, że nie mam ubezpieczenia, chyba że sama je sobie płacę, co znowu nie ma sensu, jeśli właśnie mam zamiar wyjechać z kraju. Ale od początku. Co trzeba załatwić po przyjeździe do Hiszpanii. O jakie dokumenty trzeba się postarać? Jakie formalności trzeba załatwić?
W punkcie informacyjnym działającym przy Stowarzyszeniu Kulturalnym Katalońsko - Polskim w Barcelonie dowiedziałam się, że najpierw muszę wyrobić sobie numer identyfikacyjny cudzoziemca (NIE). Dokument (zielony certyfikat, format A4) wyrabia się na posterunku policji. Potrzebna jest kopia paszportowej strony ze zdjęciem. Kopie, kopie, kopie...wszędzie sto tysięcy razy żądają kopii paszportu. Wyrobienie NIE to w przypadku osób z krajów unijnych bezbolesna formalność. Pół godziny do godziny i mamy papier (uwzględniając kolejkę:). Trzeba przygotować 10 euro na opłatę skarbową. Wyskakuje się z komisariatu do najbliższego banku i wraca z kwitkiem. Piszę, że wyrobienie NIE to bezbolesna formalność, bo - jak mówi Edu - obywatele państw spoza Unii Europejskiej czekają na ten papier kilka lat. W NIE trzeba podać adres zamieszkania. Nawet jeśli jeszcze nic nie wynajęliśmy na dłużej, to musimy gdzieś mieszkać:) My byliśmy właśnie w takiej przejściowej sytuacji. Podaliśmy adres rodziców Edu. Teraz mam już papier potwierdzający zameldowanie w innym miejscu, a w NIE  figuruje inny adres, ale tak naprawdę nikt na to nie zwraca uwagi. Mamy więc NIE. Teraz trzeba iść do urzędu zwanego Tesorería General de la Seguridad Social, gdzie wyrobimy sobie numer ubezpieczenia społecznego. I znowu ksero paszportu plus ksero NIE. Od ręki dostajemy número de Seguridad Social.  Teraz trzeba się zameldować, bo bez tego nie dostaniemy Karty Zdrowia. Idziemy więc do urzędu miasta zwanego ajuntament, (hiszpańskie ayuntamiento), a konkretnie do wydziału zajmującego się ewidencją mieszkańców. W przypadku Hospitalet jest to odrębny budynek, ratusz mieści się w zupełnie innym miejscu. Tutaj pokazujemy podpisaną umowę o wynajem mieszkania plus oczywiście NIE i paszport. Dokument znowu dostajemy od ręki. Teraz możemy iść do najbliższej naszemu miejscu zamieszkania poradni zdrowia (w Katalonii Institut Catalá de la Salut). I znowu zabieramy ze sobą plik kser wszystkich dokumentów, które do tej pory udało nam się zebrać:) W przychodni mają ksero, ale zdarzyło mi się tak, że raz zrobili ksero dokumentów na miejscu, a kolejnym razem, nie wiedząc dlaczego, musiałam zrobić ksero sama. I tutaj zaczęły się schody, choć na początku nic nie zapowiadało, że łatwa do tej pory przeprawa przez biurokrację nagle się zatrzyma. W przychodni więc, właściwie znowu od ręki, dostałam tzw. tymczasową kartę zdrowia. Pani w rejestracji zapytała, czy chcę mieć lekarza rano czy po południu. Po południu. OK. Na tymczasowej karcie pojawiła się naklejka z danymi mojej lekarki, godzinami jej "urzędowania" i wszystkimi telefonami. Teraz mam czekać na właściwą kartę plastikową, która przyjdzie pocztą w ciągu kilku miesięcy. Ale po kilku dniach dzwonią do mnie z przychodni z informacją, że muszę dostarczyć zaświadczenie o tym, że nie jestem ubezpieczona w Polsce. Z tym zaświadczeniem z polskiej instytucji mam iść do konsulatu, gdzie mi owo zaświadczenie przetłumaczą i wydadzą stosowne zaświadczenie...uffff. Pojechałam więc do konsulatu i pytam, o co chodzi. Dowiedziałam się, że muszę wysłać pismo do ZUS-u, a potem z tym pismem przyjść do konsulatu, gdzie za 35 euro wydadzą mi papier, z którym pójdę do przychodni. Konsulat może też sam wystąpić o dokument, ale to kosztuje. OK. Napisałam pismo do ...NFZ. Już nie jestem sobie w stanie przypomnieć, dlaczego do NFZ, a nie do ZUS-u. Albo pani w konsulacie się przejęzyczyła, albo mnie zakodowało się w głowie, że jak o zdrowie chodzi, to NFZ. Poczta, prawie 4 euro za przesyłkę poleconą i 3 tygodnie oczekiwania na odpowiedź. W końcu przyszła! Info o składkach, od kiedy do kiedy. OK. Pomijam już fakt, że napisali, iż owe pismo mam przedstawić we właściwej instytucji...Niemiec:)) A kilka linijek wyżej, jak byk, piszą mój hiszpański adres:))) W konsulacie usłyszałam, że na podstawie tego dokumentu jednak nie mogą mi wydać stosownego zaświadczenia. A dlaczego? Mam zadzwonić za kilka dni i się dopytać. Spokojnie, spokojnie...Dzwonię. Potrzebny jest papier z ZUS-u (to co, że będą w nim dokładnie takie same informacje, jak w tym z NFZ). Ale tutaj miła pani w konsulacie, chyba słysząc w moim głosie - delikatnie rzecz ujmując zniecierpliwienie - powiedziała, że konsulat już zajmie się wszystkim, czyli sam skontaktuje się z ZUS-em. Ja mam tylko zadzwonić za kilka tygodni i dopytać się, czy dokument już jest gotowy. Po miesiącu miałam już upragnione, przetłumaczone zaświadczenie! I do poradni zdrowia biegiem, jak na skrzydłach! Znowu nowe ksera tych samych dokumentów, tłumaczenie, co, jak, dlaczego, ale co tam! Wyszłam szczęśliwa, bo sama po hiszpańsku wszystko wyłożyłam jak należy:))) Poinformowano mnie, że do czasu otrzymania pocztą karty, mogę iść do lekarza z dokumentem, który już wcześniej wystawiła mi poradnia. Karta przyszła po miesiącu.
Z formalności wspomnę jeszcze o rejestracji w urzędzie pracy. To faktycznie tylko formalność, bo pracy tam na pewno ci nie znajdą. Plusem jest to, że aby cię nie wykreślili z ewidencji, nie musisz się potem stawiać osobiście, Wystarczy odnawiać rejestrację drogą internetową. Tyle formalności. W kolejnym poście odwiedzę wspomniane instytucje jeszcze raz, ale tym razem przyjrzę się im już z zupełnie innej, "ludzkiej" strony:)). Będzie m.in. o kolczykach w nosach urzędników, a także o poszukiwaniu polskich śladów w Barcelonie.
Tymczasem zbieram się na lotnisko, bo dziś don Carlos, czyli dziadek Carlos, po siedmiu latach spędzonych w Hiszpanii, wylatuje do Ekwadoru. Wraca do siebie, już na zawsze.

4 komentarze:

  1. Bardzo interesujace informacje podalas odnosnie formalnosci, nie mniej biegania niz w Polsce!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej, jak dobrze ze mam to za soba:) Chcialam zrobic jakis madry komentarz, czy w Andaluzji robi sie tak samo jak w Katalonii, ale nie pamietam juz tych wszystkich szczegolow. Pamietam tylko jak stalam w kolejce po NIE i cieszylam sie ze Polska jest w UE, bo inaczej bym chyba nie zniosla tych formalnosci!!
    A tak na marginesie, pozdrawiam hiszpanskich urzednikow:) Mowi sie o nich roznie, a mi sie tam raczej dobrze kojarza! No i szanowny pan Zapatero, w ramach walki z dziura budzetowa, zabral im 5% pensji....U nas bez strajku generalnego by nie przeszlo....

    OdpowiedzUsuń
  3. Ana, mam nadzieję, że komuś się te informacje przydadzą! bo, tak jak napisałam, w poradnikach, typu "praca, wyjazdy do Hiszpanii" piszą bardzo ogólnikowo i nie wszystko znajduje potem potwierdzenie w rzeczywistości. Ania, ja też pozdrawiam hiszpańskich urzędników! przy całej tez biurokracji są naprawdę ok:) nie spotkałam się z sytuacją typu: "petent? kurde, czego znowu ode mnie chce??!!! jestem tu za karę". zresztą takie otwarte i życzliwe podejście do ludzi można tu zauważyć we wszystkich typach usług. każdy, kto cię obsługuje, robi wszystko, żeby ci pomóc i dobrze załatwić twoją sprawę. sprawdza, szuka, dzwoni...takie zachowanie bardzo pozytywnie mnie tu zaskoczyło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mialam fuksa jesli chodzi o karte zdrowia, pracowalam jakis cas temu dwa miesiace w Hiszpanii legalnie i na podstawie tego, ze pracodawca zarejestrowal mnie w Seguridad Social plus zameldowanie plus NIE plus dowod osobisty plus X gadania z pania w okienku... mam tarjeta sanitaria ;) Ale wspolczuje szczerze tym, ktorzy zabieraja sie za to wsyzstko po raz pierwszy i do tego ze slaba znajomoscia jezyka, to prawdziwe wyzwanie!

    OdpowiedzUsuń